Najpierw opis sytuacji, a na końcu pod tekstem znajdziesz nagranie audio – jak to się skończyło
To był nawet ładny wtorkowy poranek.
Byłem wcześniej w sali szkoleniowej.
Hotel ładny, sala elegancka.
Sprawdziłem czy recepcja dobrze opisała i oznakowała salę szkolenia. Tak by uczestnicy bez trudu dotarli na miejsce.
Sprawdziłem catering, kawę, herbaty i poczęstunek.
Uspokoiłem się, bo wszystko było tip-top.
Byłem też spokojny o przebieg zajęć.
Plan szkolenia dopiąłem na ostatni guzik.
Wydrukowałem sobie najważniejsze punkty scenariusza.
Rozpisałem przerwy.
Rozłożyłem na stoliku obok pomoce do ćwiczeń.
Żółto-siny slajd z tytułem zajęć i moim zdjęciem nabierał naturalnych barw i wysycał się kolorami, gdy projektor się rozgrzewał.
Wydrukowane materiały szkoleniowe czekały w lśniących i pachnących drukarnią teczkach do rozłożenia na stołach.
Przeklikałem szybko slajdy, sprawdzając przy okazji działanie połączenia z prezenterem.
Sprawdziłem też wszystkie linki do filmów i multimediów, które będą w prezentacji.
Lodzio – miodzio.
Wszystko działa!
Szczerze, to naprawdę byłem dumny z tych slajdów.
Tak ładnej oprawy i projektu dawno nie miałem.
Muszę podziękować Agnieszce za pomoc – pomyślałem sącząc kawę.
„Scena” przygotowana.
No to teraz poczekajmy na uczestników.
Duża firma farmaceutyczna – duży kontrakt
Menadżerowie, którzy z niejednego „szkolenia chleb jedli”.
Na wizytówkach tytuły tak długie, że się nie mieszczą w jednej linii.
:)
Są i uczestnicy!
Rąsia, buzia, klapa goździk…
Startujemy.
Ale …
Ale …
Coś jest nie tak.
Osób jest nie 12 a 20.
Doświadczeni pracownicy pomieszani z „młodymi”.
Zaczynamy rozmawiać i okazuje się do tego, że to HR coś pomylił i wysłał na jedno szkolenie dwie grupy, tylko jedna ma mieć podstawy, a druga bardziej zaawansowane treści.
Kurwa!!! Bo nic innego mi nie przechodziło przez myśl.
Cały plan leży.
Dzwonię do przedstawiciela firmy –Słyszę: „Panie Jacku – no tak wyszło, myślałam, że Patrycja K. z Panem o tym rozmawiała. Niech Pan coś wymyśli. Nie będziemy odwoływać przecież…”.
Żenada !
Ale to nie był koniec!
Traach!
Pstryknęło, syknęło.
Zgasło światło w sali.
Nie ma prądu w hotelu.
Moment później wbiega ktoś z obsługi i mówi, że tutaj obok na budowie przecięli koparką kabel zasilający i że sorry, ale … (no chyba wiadomo – czarna dupa).
Grupa już się śmieje po kątach i od razu lecą sugestie w moją stronę… „no to musimy odwołać”, „to szkolenie i tak będzie bez sensu”, „a no taki mamy HR -tylko nas zganiają na szkolenia, których nawet nie potrafią zorganizować” …
Auć!
No to zapowiadam opóźnienie startu o 15 minut i robię ocenę sytuacji.
-Plan szkolenia nie jest już aktualny (mamy pomieszane grupy pod kątem doświadczenia zawodowego w temacie szkolenia).
-Grupa już jest „rozjechana” i zaczyna naciskać na przerwanie (w przeciwieństwie do HR -przypominam)
-Główne treści, przykłady wymagają projektora i prądu.
-Program szkolenia oparty na zbadanych potrzebach szkoleniowych mogę wyrzucić do kosza.
-Mam 6 godzin bitego szkolenia.
-Mam flipchart, pisaki trochę kart, jakiś pierdoły- gadżety.
.
.
Kurtyna?
Nie.
.
.
OK.
Pozwól , że zapytam – czy taka sytuacja to jest kompletna abstrakcja?
Może znasz to już ze swoich doświadczeń?
Mam małe zadanie kreatywne.
Nagrodą jest moje wirtualne klepnięcie w ramie z hasłem „dobra robota” :)
Zadanie jest takie:
Co byś zrobił/ła, żeby to szkolenie uratować?
Jakie metody, techniki wykorzystasz mając, to co opisałem (plus swoją głowę), żeby na nowo zaprojektować szkolenie w takiej sytuacji?
Jakim rodzajem aktywności (ćwiczeń) przykujesz uwagę uczestników, którzy są tak bardzo rozkojarzeni w tej chwili?
Pobawmy się.
Możesz do mnie napisać o swoich pomysłach.
Jeżeli nie za bardzo wiesz, co z taką sytuacją zrobić, obawiasz się, że taki koszmarek może Ci się przydarzyć, to
Poniżej zamieszczam nagranie audio – co dokładnie zrobiłem, żeby to uratować.

- Jak poradziłem sobie z tą sytuacją