Teoria swoje, a praktyka swoje — co jest ważniejsze?
Miałem właśnie kolejną dyskusję o wyższości praktyki nad wiedzą (czytaj — teoriami). To w branży edu odwieczna debata. A wśród trenerów biznesu i klientów- norma. Chcę Ci przedstawić kilka wskazówek na wypadek, gdybyś musiał/ła mierzyć się z zarzutami:
“teoria to jedno, a praktyka to drugie”
“liczy się doświadczenie praktyczne, a nie wiedza teoretyczna”
“ nie ma Pan. Pani doświadczeń z naszej branży”
i tym podobne…
Nie jeden kontrakt szkoleniowy przegrałem, bo „nie byłem swój” – czyli z branży. Skąd się to bierze, że tak mocno biznes stygmatyzuje praktyków? Mam pewną hipotezę.
Pierwszy element układanki
Gdy przeanalizowałem listy klientów i przypomniałem sobie rozmowy z nimi zawsze, ale to zawsze opowieści o ich pracy, klientach, procesach były nacechowane wyjątkowością. Były i są SPECYFICZNE. A specyfiki nie zrozumie przecież nikt, kto w podobnej branży nie pracował.
Bull shit.
Specyficzne mogą być procedury, cechy produktów, procesy. Ale nie kompetencje. Jeżeli uczysz kompetencji miękkich, to ich lista, to powtarzalny, zamknięty zbiór. Nazwy mogą być różne, akcenty różne, ale składowe te same
Przykład: Jeżeli znasz mechanizmy psychologiczne stojące za podejmowaniem decyzji zakupowych — to nie ma znaczenia czy mówimy o kredytach, czy meblach. Absolutna większość mechanizmów jest wspólna. Różnice będą właśnie w cechach produktu, procedurach firmowych, regulacjach prawnych. To jest do nauczenia. Jasne, że osoba z doświadczeniem w danym temacie będzie szybciej się wdrażała. Jeżeli jednak znasz zasady stojącą za danym zachowaniem, a w efekcie składowymi kompetencji, to masz przewagę. Ludzie zachowują się przeciętnie i mają cechy przeciętne. Dlatego pewne zachowania się powtarzają bez względu na „specyfikę” branży.
I teraz pokażę przykład. Jeden, ale takich przykładów mamy sporo. Doświadczenia bez podpory z rzetelnej teorii mogą być zdradliwe.
Nie tak dawno na zajęciach symulowaliśmy sesje coachingowe z menadżerami. Oto co się wydarzyło.
Jedna z sesji dotyczyła wypracowania metod motywacji w zespole w nowej firmie.
Młody menadżer wypracował (zgodnie z koncepcją coachingu — pracy na własnych zasobach) metodę motywacyjną, która wywaliłaby jego zespół w kosmos.
Miał doświadczenia w pracy w zespole, zasady motywowania miał przekazane w prostej typologii po jakimś szkoleniu z modelu DISC. Jak się okazało, ale jego doświadczenia zarządzania zespołem — dobrze może wyglądające w CV nie dały się zaimplementować do nowej sytuacji. Widocznie w poprzedniej firmie i innych warunkach jakoś to się sklejało. Wymyślił szkodliwą koncepcję motywacji w nowej pracy, która niczego się nie trzymała i była oparta na dowodach anegdotycznych. To już nie było zabawne. Brakowało mu dobrej wiedzy. Co zrobiliśmy? Proces został przerwany i wróciliśmy do procesu szkoleniowego.
Drugi element.
Złe rozumienie pojęcia teoria.
Otóż w przypadku procesów biznesowych, pracy z kompetencjami mamy do czynienia z modelami teoretycznymi wywodzącymi się z nauk społecznych. I to jest kluczowe. Ponieważ nauki społeczne — mają określone standardy tworzenia wiedzy. Nazwijmy je tutaj teoriami.
Swoją drogą — ciekawe, czy też na hasło OPRACOWANIE TEORII staje ci przed oczami szalony naukowiec, który w pocie czoła wymyśla coraz to nowe teorie, będąc oderwanym od świata realnego.
Jeśli tak, to jesteś w popularnej grupie ludzi, którzy tak właśnie myślą i przez to niepotrzebnie nabierają niechęci do korzystania z dorobku nauki.
To błędne myślenie.
Bo prawda jest inna.
Oto w skrócie proces opracowywania teorii w naukach społecznych kierujących się drogą empirii. Cóż są też takie, które to odrzucają -np. psychologia humanistyczna.
Oto jak wygląda poprawny cykl tworzenia nowej wiedzy teoretycznej.
- Najpierw pojawia się pytanie badawcze i koncept wyjaśnienia zwane hipotezą.
- Potem przeprowadza się cykl badań zgodnie z metodologią badań społecznych mających obalić hipotezę.
- Jeżeli hipoteza nie została obalona, zostaje poddana opisowi na podstawie znanej z danej dziedziny wiedzy i innych wspomagających ją teorii.
- Ostateczny opis w formie uogólnienia dopiero możemy nazwać teorią.
Jak widzisz, teoria, to nie jest dzieło przypadku, ale uogólniony opis, zaobserwowanych w realu zjawisk. Warunek jest jeden — musi to być poddane prawidłowemu procesowi badawczemu. Jeżeli tego zabraknie, to nie ma teorii, tylko dalej jest hipoteza i nie można na niej budować odpowiedzi. Takim koronnym przykładem panoszącym się w biznesie i rozwoju osobistym jest (już trochę zapominane na szczęście) NLP.
Moim zdaniem dla dobrej pracy trenerskiej ważne jest poznanie podłoża teoretycznego dziedziny, z której szkolimy. Ale teorii, a nie bazowania na niezweryfikowanych hipotezach.
To wiedza teoretyczna pozwoli ci projektować wartościowe fundamenty szkoleń, które potem wypełnisz bardziej specyficznym językiem i dopasujesz do procesów, nasycisz doświadczeniami — nawet doświadczeniami uczestników.
Według mnie nie można oddzielać teorii od praktyki i wywyższać praktykę jako lepszy model. To komplementarne procesy.
Moja rekomendacja. Nigdy nie rezygnuj z fundamentów teoretycznych.
Tylko tak będziesz reagować elastycznie u każdego klienta. Wszystkie dobre rady bazujące na doświadczeniu tzw. „managerów sukcesu” warto analizować przez pryzmat tylko i wyłącznie ich konkretnej sytuacji. Generalizowanie może być szkodliwe. W ewolucji wygrały systemy elastyczne.
Bądź elastyczny/na dzięki dobrej wiedzy.
I pamiętaj — „ornitolog nie musi umieć latać”.